Sylwestra spędzałem z rodziną i sąsiadami znajomego z Instytutu:
Imprezowanie tutaj zaczyna się później niż u nas. Np. my zaczęliśmy o 22:30 w sam raz by coś zjeść i wypićprzed pokazem sztucznych ogni:
Kompletną GALERIĘ z Sylwestra można znaleźć tutaj:
Fajerwerki były rzeczywiście świetne. Cały pokaz rozciągnięty był na długości wielu kilometrów i trwał aż 20 minut. Wszędzie były nieprzebrane tłumy i z trudem udało mi się zrobić parę zdjęć na wąskim wycinku nieba z racji tego, że potrzebowałem aparat oprzeć na czymś stabilnym.
Poniżej parę fotek znalezionych w internecie:
oraz parę filmików znalezionych na Youtubie (przynajmniej zobaczcie pierwszy z nich!)
No to kto się piszę na sylwestra w Chile w przyszłym roku?
Wycieczka do kina 30 grudnia na drugą część Hobita (czy nie wydaje się wam, że na niektórych zdjęciach wyglądam jak Gandalf przybywający do Shire? :P) zakończyła się katarem z racji obecnej tam klimatyzacji oraz wcześniejszym zjedzeniu porcji lodów. W połączeniu z szampańską zabawą w Sylwestra załatwiłem się nieźle i pierwszego stycznia walczyłem z wysoką gorączką, bólem mięśni i zawalonym gardłem. Zadziwiająco dość szybko wróciłem do względnej formy choć wydawało mi się, że to normalna grypa. Co prawda chodzę w lecie w szaliku jak jakiś hipster, ale w dalszym ciągu dokonuję eksploracji Chile: w tym przypadku na poziomie flory i fauny bakteryjnej 🙂